W kolejnej relacji z 17. Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty Michał Walkiewicz pisze o najnowszym filmie Anny Jadowskiej, czyli "Dzikich różach" z Martą Nieradkiewicz. Przypominamy również jego canneńską recenzję zdobywcy Złotej Palmy, czyli "The Square" Rubena Ostlunda. Więcej relacji oraz materiały wideo z festiwalu znajdziecie w sekcji specjalnej NOWE HORYZONTY.
***
Kobieta samotna (rec. filmu
"Dzikie róże", reż.
Anna Jadowska)
Niczym rozstrojony instrument w orkiestrze, Ewa (
Marta Nieradkiewicz) burzy harmonię każdego miejsca, w którym się pojawi – nawet, jeśli jest to harmonia polskiej prowincji. Najpierw widzimy ją w szpitalnej poczekalni, obok szlochającej pacjentki, w niemal katatonicznym stanie. Później w scenerii wielkiego miasta, gdy awaria tramwaju zmuszą ją do kontaktu z poirytowanymi pasażerami wszystkich stanów i zawodów. Wreszcie – na wsi, razem z rozbestwioną córką, malutkim synem i utyskującą matką, w domu zbudowanym za pieniądze pracującego w Norwegii męża (
Michał Żurawski). Wszędzie sprawia wrażenie drzazgi pod czyimś paznokciem, źródła patologii w zdrowym układzie. Co w nowym filmie
Anny Jadowskiej jest o tyle ironiczne, że to właśnie Ewa próbuje się z patologicznego układu wyrwać.
"Zanim przyjechałeś, było fajnie, mama dużo się śmiała" – mówi do ojca mała Marysia. Ale fajnie nie było nigdy, bo zanim Andrzej wrócił do Polski, Ewa uwikłała się w romans z nastolatkiem, za który zapłaciła niechcianą ciążą. Teraz, po powrocie męża, próbuje poskładać swoje życie do kupy – miota się pomiędzy sprzecznymi pragnieniami, paraduje na celowniku lokalnej społeczności, próbuje wychować dzieci i nie zwariować (a jako że – w przeciwieństwie do weekendowego taty – spędza z nimi najwięcej czasu, staje się dla córki workiem treningowym). Czy będzie próbowała odbudować związek z mężem? Czy lepiej po prostu odejść? A jeśli tak, to dokąd? Z odpowiedzią na te pytania poczekamy aż do finału – rozegranego na chłodno, będącego naturalną konsekwencją ewolucji bohaterki i dowodem na spójność autorskiej koncepcji. Dookoła kwitną dzikie róże i kwitnie Polska: ksiądz udziela rozgrzeszenia na kredyt, chłopaki chleją, a jedynym grzechem śmiertelnym jest próba wyjścia poza nawias. Wsi spokojna, wsi wesoła.
Kiedy bierze się na warsztat podobne klimaty, łatwo skończyć gdzieś pomiędzy
"Arizoną" Borzęckiej a
"Weselem" Smarzowskiego; jedną ręką podtapiać widza w gnojówce, a drugą kreślić satyryczną panoramę piekiełka.
Jadowska nie przykłada jednak palca do czoła i nie lamentuje: oto jest Polska. Jej krytyka jest o tyle sensowna, że dotyczy zjawisk, które bezpośrednio degradują bohaterkę jako kobietę. Z Ewą sympatyzuje bardzo dyskretnie, dostrzega w niej ofiarę obyczajowego konserwatyzmu i patriarchalnego modelu rodziny, ale nie sugeruje, że problemy spadły na nią w wyniku niekorzystnej koniunkcji planet. Są w dużej mierze efektem jej moralnie wątpliwych wyborów, co wcale nie odbiera jej prawa do szczęścia.
Całą recenzję można przeczytać TUTAJ. ***
Witajcie w dżungli (rec. filmu
"The Square", reż.
Ruben Ostlund)
Najnowszy film
Rubena Östlunda otwiera scena wywiadu – bliska nie tylko każdemu krytykowi filmowemu, ale również kontestatorom sztuki współczesnej. Oto amerykańska dziennikarka prowadzi rozmowę z kuratorem prestiżowej sztokholmskiej galerii. To przedziwna mieszanka zakłopotania, wstydu i zuchwałości, jedno pytanie zbyt błahe jak na adresata, drugie zbyt poważne jak na konwencję kilkuminutowej pogadanki. Już w tym krótkim prologu reżyser wykłada karty na stół. Z jednej strony mamy więc satyrę na świat "wysokiej sztuki", z drugiej – opowieść o tym, że mimo szczerych chęci, jakoś nie potrafimy się ze sobą dogadać.
Tytułowy Kwadrat jest ekspozycją, wycinkiem bruku podświetlonym ledowymi światłami; jak czytamy w manifeście artysty: miejscem wzajemnego szacunku i tolerancji. Założenie wydaje się szczytne, w obrębie kwadratu nikt nie może odmówić bliźniemu pomocy, bez względu na to, czy chodzi o zawiązanie butów czy krótką psychoterapię. Ale że zarówno reżyser, jak i bohaterowie zdają sobie sprawę z utopijnego charakteru całego przedsięwzięcia, w zasadzie nigdy nie widzimy, jak rzeczona ekspozycja funkcjonuje. Zamiast tego skupiamy się na życiu Christiana (
Claes Bang), który dwoi się i troi, aby sprzedać ideę stojącą za wystawą mocodawcom oraz masowej widowni.
W drodze do pracy bohater staje się udziałem sytuacji, która w kinie
Östlunda jest co najwyżej "nudnym poniedziałkiem". Najpierw wpada na niego rozhisteryzowana dziewczyna. Chwilę później, wraz z jednym z przechodniów, mężczyzna broni jej przed agresywnym chłopakiem. Wreszcie okazuje się, że całość była jedynie zasłoną dymną, a Christian został okradziony z portfela i telefonu. Po początkowej ekscytacji, spowodowanej nagłym przypływem adrenaliny, bohater schodzi na ziemię – skradzione fanty wypadałoby przecież odzyskać. Śmiały plan uwzględniający list z pogróżkami oraz wizytę na ubogich przedmieściach obraca się przeciw niemu, zaś jedno niepozorne zdarzenie – jak to w filmach szwedzkiego reżysera bywa – pociąga za sobą lawinę nieprzewidzianych konsekwencji.
Całą recenzję można przeczytać TUTAJ.
***
Dla miłośników Nowych Horyzontów, a także dobrego kina w ogóle przygotowaliśmy ANKIETĘ, w której wybieramy najlepszy film poprzednich edycji festiwalu. Głosować można TUTAJ.