,,Dobranocka dla starszego widza" - świetnie ujęte :D

Tak, musiałem to napisać prawie 2 lata po założeniu tematu :D

bardzo podobnie jak Ty odebralem ten film .Generalnie film trzyma poziom , jest troszke gorszych scen ale ....
w sumie dobre kino fantasy .

film zdecydowanie lepszy niz np filmy z Harym Poterem grane przez tego .... tego co spieprzyl i wypaczył role w Władcy Pierscienia .

Zgadzam się, jednak irytujące są tak częste w amerykańskim filmie uproszczenia- mam na myśli to, że w "w 10 min" wiesz już co będzie dalej. Przykładem jest tu wytęp kolesia od węży- jego wiek, zachowanie zainteresowania, wszystko wskazywało że na 100% będzie kumplem gł. bohatera, to samo z jedyną w cyrku dziewczyną w jego wieku, to co zrobiono z jego rodziną po kulminacyjnym momencie, wyniki pojedynków itd. Poza tym naciąganie tematu "wampiryzmu"... pół-wampir? WTF! I ogólnie takie filmy mają dość wąskie grono odbiorców mam na myśli wek gł. postaci z którymi starszemu widzowi trudno się utożsamiać ale to już taki rodzaj filmu, w sumie plus za grę aktorską paru osób i przede wszystkim klimat dla którego go obejrzałam.

Najgorsza ekranizacja jaką w życiu widziałem, czytałem oryginalną powieść (która notebane wciągnęła mnie bardziej niż Harry Potter) a w trakcie oglądania zbierało mnie na mdłości. Zero odzwierciedlenia mrocznego klimatu książki, historia nie trzyma się kanonu a dobór aktorów nie ima się opisów z oryginału. Dałem zawyżone 4/10 ze względu na znośne efekty specjalne.

Ocena oczywiście zależy też od tego czy ktoś film bierze pod uwagę jako ekranizację (czytał powieść) czy jako po prostu film. Jeśli te bardzo złe oceny tak jak u don_washi87 wynikają własnie z tego, to rozumiem... ktoś8 czytał to wie jak powinno być, ja zaś nie czytałam więc oceniam jak uważam...

Mnie również bardzo spodobał się ten film. Dziwi mnie ta niska ocena, gdyż naprawdę ma... "to coś", ten niesamowity klimat. Nie czytałam książki - co więcej, dopiero teraz dowiedziałam się o jej istnieniu - będę musiała po nią sięgnąć. Wszak, w sumie, przyzwyczaiłam się już do tego, że między filmem a książką jest tak duża odległość, jak między Ziemią a Księżycem - np. w Ringu (a przyznam, iż uwielbiam i film Nakaty, i powieść Suzukiego).

Jakbym nie czytała książek, to sam film byłby znośny (Reilly chyba jeden jedyny raz, jak nie śpiewa, jest sexy). Ale ze czytałam, to raczej zmarnowałam czas. Nie, żeby książki były jakieś wybitne, bo nie są. Ale to taki casus Kinga. Cokolwiek by nie nakręcili jako ekranizację-będzie marne.