niby dobry film, ale czegoś w nim zabrakło; jak ktoś to dobrze napisał, zbyt sielankowy i naiwny jak na więzienne kino; obsada niezła - świetny Dafoe, Furlonga zawsze dobrze widzieć na ekranie, szkoda, że nie zrobił większej kariery, no i na deser mamy zaskakujący epizodzik Rourke'a
Moja ocena: 6/10
Dla mnie to żałosne, że on w obsadzie nie jest na głównej stronie filmu. Mówię o Dafoe. Za to jest dwóch filmowych pedałów na pierwszych miejscach.
Nie wiem czy naiwny jest ten film... Jego producentem i przede wszystkim autorem powieści na podstawie której powstał film, był Edward Bunker, który o więzieniach wie trochę więcej od przeciętnych zjadaczy chleba siedzących na filmwebie. A to za sprawą tego, że w swoim czasie był jednym z najmłodszych i najbrutalniejszych więźniów w San Quentin. W więzieniu należał do bractwa aryjskiego, a to znaczy, że musiał faktycznie kogoś zabić skoro stał się członkiem tak "prestiżowej" w kręgach więziennych organizacji.