Film jest dość dobry, choć żeby go w pełni zrozumieć warto przeczytać książkę, która jest wprost rewelacyjna. Pamiętam, że pierwszy raz ją przeczytałam kiedy jeszcze byłam bezkrytycznie wierząca. Zrobiła na mnie oszałamiające wrażenie. Teraz jestem już niewierząca a książka wciąż bije większość książek, które przeczytałam.
Powiem tak: sama jestem wierząca, acz krytycznie. Książka bardzo mi się podobała- świetny styl, inne spojrzenie na Jezusa i ta końcówka od której ciarki po plecach przebiegają.
Łał, to skoro film jest tak genialnym arcydziełem, a "nie jest choć w połowie tak rewelacyjny co książka", to kurczę książka musi być jakimś Świętym Graalem. Film był moim zdaniem genialny, a jestem... hm... trudno powiedzieć kim... krytycznie wierzącym chyba? ;-P
Film dorównuje książce, przynajmniej, w 80%. Tak, książka jest ciekawsza, ale film jest doskonały. Na tyle, na ile mógł, oddał przekaz powieści Kazantzakisa. To jest literatura i nie wszystko da się przenieść na język filmu, a Scorsese wyciągnął z niej wszystko najlepsze, co dało się przełożyć na filmowy przekaz.
Hualpo, Twoje sformułowanie w tytule tego wątku, jest zdecydowanie na wyrost, wręcz świadczy o ignorancji i dyletanctwie. Zastanów się dwa razy, zanim otworzysz i nazwiesz jakiś wątek...
A ty jesteś krytykiem filmowym polliter, że zarzucasz mi dyletanctwo? Film jest świetny na tyle na ile może być i to nie podlega żadnej dyskusji. Jednak wciąż uważam, że przy książce wypada jedynie tak sobie. Można dyskutować i krzyczeć, że niektórych rzeczy nie da się oddać w filmie, ale po co? To wciąż nie sprawi, że granica pomiędzy jednym a drugim dziełem się zmniejszy.