klimat staroskandynawskich sag. Potem się okazuje, że film będzie przekładańcem scen realistycznych (dość) oraz wizji oniryczno-narkotycznych (pobudzanych grzybkami?). Tych wizji - jak dla mnie - jest ciut za dużo.
Główny bohater to książę Amleth, zatem widz automatycznie pomyśli o szekspirowskim duńskim księciu noszącym bardzo podobne imię. Rzeczywiście, fabułę można określić jako wariację na temat zemsty Hamleta. Tyle, że z dość intrygującą przewrotką scenariuszową dotyczącą matki księcia.
Kilka scen realistycznych zapiera dech w piersi, na przykład napad na ruskie grodziszcze - pokazany za pomocą dosłownie dwóch ujęć, jednego 60-sekundowego oraz jednego 90-sekundowego, oraz pięknie panoramującej kamery.
Tym niemniej, jeśli ktoś spodziewa się uładzonej ale dynamicznej opowieści w stylu "Wikingów" z lat 50. (tych z Kirkiem Douglasem) - to się może zawieść. Tam jednak nie było aż tyle wizualnej surowej brzydoty i błota.
Od strony plastycznej - choć w obrazie dominuje mrok i ponurość - film jest urokliwy.