Nie ma co przytaczać tutaj biografii tego niezwykle oryginalnego aktora, zwanego w Stanach SZALEŃCEM. Bo życie miał bujne.
A jaki z niego aktor?
Powiem krótko: Jak dla mnie świetny, choć mało miał wartościowych filmów. Aczkolwiek takie wspaniałości jak "Swobodny jeździec" (również reżyseria), "Czas Apokalipsy", zapomniany trochę "Rumble Fish", czy "Blue velvet" (najlepsza moim zdaniem rola) ukształtowały go jako eksperta od grania wyrzutków, psychopatów, ludzi niezrównoważonych, degeneratów. Sprawdza się w tych rolach lepiej niż zdumiewająco dobrze. Facet zrobił na mnie pozytywne wrażenie, szkoda tylko, że tak się marnuje, częściej niż inni grając w samych prawie szmelcach. A szkoda, wielka szkoda...
Zawsze jednak pozostaje nam powrót do najlepszych jego osiągnięć z Apokalipsą na czele.