odszedl jeden z najwiekszych mistrzow japonskiego i swiatowego kina...
jego wczesna tworczosc, mimo ze w przeszlosci przycmiona dzielami teshigahary, shinody czy oshimy, do dzisiaj robi olbrzymie wrazenie, przede wszystkim dzieki wyjatkowej naturalnosci i swobodzie, z ktora imamura przypatrywal sie ulomnosciom i obsesjom wspolczesnego czlowieka. doslownie kilka dni temu mialem z kolei przyjemnosc obejrzec jego dwa nowsze dziela - 'wegorza' oraz 'goraca wode...' i nawet przez mysl mi nie przeszlo, ze siedemdziesiecioletni rezyser moze z taka lekkoscia stworzyc tak fantastyczne, a jednoczesnie glebokie i bardzo ludzkie filmy. pozostaje tylko miec nadzieje, ze jego tworczosc zostanie wkrotce przyblizona polskim kinomanom, bo jest tym dla wspolczesnego kina japonskiego czym samurajskie dramaty kurosawy dla gatunku jidai-geki - ozywczym powiewem swiezosci. chapeau bas!
Obejrzałem właśnie "Balladę o Narayamie" i chcę więcej:) Poleć coś proszę, bo widzę, żeś zaznajomiony w temacie.